Kakao
Rozalia wlokła się po schodach, posępna i wykończona. Odrapane ściany starego bloku i brudne stopnie ani trochę nie zachęcały do wysiłku wyczulonej na szczegóły studentki Akademii Sztuk Pięknych. Plecak oraz wysokie szpilki utrudniały każdy krok. Po zajęciach w szkole i kilku godzinach sterczenia przy sztaludze na zajęciach dodatkowych nie miała siły na nic.
Mimo tego wszystkiego, gdy tylko przekroczyła próg mieszkania, w jej oczach pojawiła się ekscytacja. Zrzuciła torbę i lekko, w podskokach pobiegła do kuchni. Z wypiekami na twarzy wlała mleko do garnuszka i postawiła na płycie gazowej.
Szum spalanego gazu uspokajał, przynosił ukojenie po ciężkim dniu. Przygotowała swój ulubiony niebieski kubek, sitko, sproszkowane kakao i cukier. Usiadła na krześle. Pozostawało czekanie.
Czekała. Czekała. CZEKAŁA. W całkowitym bezruchu praktycznie czuła sekundy przemykające po skórze, okropnie wolno okrążające garnek i wyskakujące na zewnątrz przez uchylone okno. Minuta za minutą. Coraz bardziej się niecierpliwiła, nerwowo splatając i rozplatając ręce.
W końcu usłyszała upragniony odgłos. Ciche, prawie niesłyszalne bulgotanie z każdą chwilą przybierało na sile. Na powierzchni mleka pojawiły się bąbelki.
Gołymi rękami ściągnęła napój z ognia, nie zważając na gorąco. Z leciutkim drżeniem przelała wszystko przez sitko, żeby odcedzić niepożądany kożuch. Zmieszała białą ciecz z kakao i dodała cukru, z uwagą mieszając, aby nic nie zostało na dnie kubka.
Z ogromnym szacunkiem spróbowała ludzkiego nektaru bogów. Jej delikatne kubki smakowe, niezdolne przecież do żadnych odczuć, zemdlały z zachwytu. Przez moment napawała się cudownie czekoladowym aromatem, zanim odważyła się wziąć następny łyk.
Niespiesznie delektowała się zasłużonymi doznaniami, pozwalając wyjątkowemu zapachowi łechtać głodne podobnych wspaniałości nozdrza.
Czymże woda, czym sok lub kawa, czym najlepszy alkohol przy takich cudach? Nic nie mogło równać się mlecznej, nie, NADMLECZNEJ substancji.
Mleko – marność nad marnościami i wszystko marność. Bez kakao jest jak mysz bez ogona, niebo bez słońca, ciało bez duszy. Stworzone do wyższych rzeczy, niezdolne wypełnić swojego przeznaczenia bez owoców kakaowca.
Rozalia piła i piła, niezdolna przerwać tej skromnej przyjemności, ciepła rozchodzącego się po całym organizmie, ciepła w sercu. Jednak w połowie kubka stwierdziła, że napój był nieco zbyt gorzki, że nadal nie osiągnął najlepszej formy. Bez namysłu dodała cukru, którego roli również nie można umniejszać. Jak długą drogę musiał przejść od brudnego od piasku warzywa, nic nieznaczącego buraka cukrowego, aby stać się tak uświęcającą przyprawą? Prawdziwe kakao nie istniałoby bez cukru.
Rozalia wypiła wszystko co do ostatniej kropelki. Zasnęła szczęśliwa i gotowa sprostać wyzwaniom następnego dnia. Piątkowe wieczory rozkoszy stały się jej rytuałem, a przez wszystkie inne noce sny umilał jej aromat napoju wszechczasów.
Jak smutne byłoby ludzkie życie, jak pozbawione sensu, gdyby nie kilka chwil fizycznej i mentalnej konsumpcji kakao?
Dominika Grześkowiak, kl. VIII B